Od innych studentów, którzy właśnie zdali egzamin można było się dowiedzieć, jaką strategię warto przyjąć podczas egzaminu.
Studiowałam biologię na UW. Na trzecim roku biologii była genetyka. Egzamin u profesora Wacława Gajewskiego z genetyki wypadł późną jesienią. Dla mnie był to dodatkowy termin, gdyż ze względu na moją sytuację zdrowotną egzamin mi przełożono. Myślałam, że będę jedyną, która jeszcze ten egzamin musi zdać, ale okazało się, że jest nas troje. Dwóch pozostałych kolegów właśnie wróciło z przedłużonych wakacji.
Byłam wtedy bardzo dobrze przygotowana i pewna swojej wiedzy. Profesor zadał mi pytanie dotyczące jakiegoś procesu włączającego t-RNA, na które nie bardzo umiałam odpowiedzieć i powiedziałam, że nie pamiętam, ale zaraz wymyślę odpowiedź, bo rozumiem temat.
– Świetnie! – powiedział profesor i rzucił jakiś fragment informacji, na który ja odpowiedziałam, że on nie ma racji i ja mu zaraz to udowodnię
– Wspaniale! – ucieszył się profesor jeszcze bardziej. – Niech pani udowodni.
Zaczęłam po kolei wyjaśniać i okazało się, że udowodniłam, że to profesor Gajewski miał rację, nie ja. Było mi bardzo głupio. Ale profesor wcale nie był zły, wręcz przeciwnie, wydawał się być zadowolony.
– Ja wcale nie chcę, abyście wykuwali na pamięć, ja chcę, żebyście umieli myśleć w terminach genetyki molekularnej. Bardzo się cieszę, że pani myśli.
I postawił mi piątkę.
– Co dostałaś – spytali koledzy, gdy wyszłam.
– Piątkę.
– A o co pytał?
– t-RNA, ale ja zapomniałam szczegóły i powiedziałam, że zaraz wymyślę i to mu się bardzo spodobało.
– O, świetnie –powiedział jeden z nich. – To ja też tak zrobię.
Szczęśliwa, że już mam egzamin za sobą, usiadłam na ławce, aby się odprężyć. Po pewnym czasie ów kolega wyszedł z egzaminu.
– Co dostałeś? – pytaliśmy.
– Czwórkę. Spytał mnie o drugie prawo Mendla. Powiedziałem, że nie pamiętam, ale zaraz wymyślę…
Parsknęliśmy śmiechem, bo była to absurdalna odpowiedź w tym przypadku. To tak jakby ktoś powiedział, że nie pamięta pierwszego prawa mechaniki Newtona, ale zaraz je wymyśli.
Ów kolega jest obecnie wicedyrektorem jednego z dużych instytutów naukowych.
Autorką anegdoty jest Lidia Jankowska. W latach 60. studiowała biologię na Uniwersytecie Warszawskim. Edukację uniwersytecką zakończyła uzyskaniem stopnia doktora. Na stałe mieszka w USA, odwiedza Warszawę, kiedy tylko jest to możliwe.