Lidia Jankowska

Stres egzaminacyjny

Probowki_CNBCh_UW

Studiowałam biologię na Uniwersytecie Warszawskim. Egzamin ustny z chemii organicznej na Wydziale Biologii UW zawsze był ciężki.

Spędziłam około dwóch tygodni w lokalnej czytelni, ucząc się do tego egzaminu. Nie było specjalnego podręcznika dla biologów, więc uczyłam się z grubaśnego tomu dla chemików autorstwa A.I. Vogel’a, a do tego były jeszcze jakieś nowsze publikacje dotyczące przemian elektronowych podczas reakcji itp., rekomendowane przez asystentów. Pracownia była dobrze prowadzona i ciekawa, a prowadząca asystentka, pani Barbara Macierewicz, zawsze służyła pomocą, ale ogrom materiału był powalający. Bibliotekarki już mnie znały i nawet pozwalały mi czasem o 9 wieczorem, gdy czytelnię zamykano, zabrać podręcznik na noc do domu. Rano musiałam go z powrotem dostarczyć. W ogóle z niektórymi podręcznikami było krucho i cieszyłam się, że mam taki szczegółowy podręcznik w osiedlowej czytelni, w której nie było do niego innych chętnych.

No i „obryłam się na blachę”. Na egzamin przyszłam wcześnie. Giełda pod drzwiami naszego egzaminatora, profesora Jerzego T. Wróbla*, wrzała:

– O co dziś pyta najczęściej? – zagadnęłam.

– O aminy. Już siódma osoba z rzędu wyleciała przed chwilą z dwóją – odpowiedział ktoś.

Aminy… znałam cały materiał, ale zawsze może być coś, czego się zapomni, więc otworzyłam notatki, by sobie przypomnieć wszystkie właściwości i reakcje amin. Gdy weszłam do gabinetu, profesor był wyraźnie podminowany. Postawił przed chwilą siedem dwój. Chodził nerwowo w kółko po maleńkim pokoiku. Już samo to sprawiło, że wpadłam w panikę. Czekałam na jakieś pytanie z amin. Tymczasem profesor rzekł po chwili:

– Niech mi pani opowie coś o alkoholach…

Poczułam, że w mózgu robi mi się pustka. Oczywiście doskonale znałam temat, ale
w tym momencie cała wiedza ze mnie kompletnie wyparowała. Siedziałam zdrętwiała  przy stoliku i jedyne co przychodziło mi do głowy to kieliszek czerwonego wina.

Profesor czekał, a siedziałam jak mumia.

– Czy pani coś wie o alkoholach? – spytał, nie mogąc uwierzyć, że ktoś może milczeć i nic nie mówić na egzaminie. A ja nadal nic, tylko ten kieliszek wina w głowie.

Podszedł do mnie po dłuższej chwili i narysował na kartce wzór ROH – podstawowy wzór alkoholu, który zna uczeń szkoły średniej.

– Czy ten wzór coś pani mówi? – spytał z niedowierzaniem w głosie profesor Wróbel.

Ale to właśnie otworzyło mi w mózgu klapkę i nagle wszystko mi się przypomniało, a informacje po prostu się ze mnie wylały i zdałam ten egzamin śpiewająco, czym, jak sądzę, poprawiłam humor profesorowi. Do dziś pamiętam tę straszliwą pustkę w mózgu i przerażenie… bo przecież miało być pytanie o aminy…

 

Objaśnienia:

* Jerzy Tadeusz Wróbel (1923-2011), profesor nauk chemicznych specjalizujący się w chemii organicznej, chemii połączeń naturalnych, związkach heterocyklicznych i alkaloidach. W latach 1965-1969 był prodziekanem Wydziału Chemii UW, a w latach 1969-1972 Dziekanem Wydziału. W latach 1968-1972 był dyrektorem Instytutu Podstawowych Problemów Chemii UW. W latach 1984-1989 przewodniczył Komitetowi Nauk Chemicznych PAN.


Autorką anegdoty jest Lidia Jankowska. W latach 60. studiowała biologię na Uniwersytecie Warszawskim. Edukację uniwersytecką zakończyła uzyskaniem stopnia doktora. Na stałe mieszka w USA, odwiedza Warszawę, kiedy tylko jest to możliwe.

Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+