czyli jak niemożliwe uczynić możliwym...
Każdy, kto organizował kiedyś duże wydarzenie, wie, jak bardzo pomysłowym trzeba być, aby sprostać zaskakującym nieraz okolicznościom i trudnościom, na które często nie mamy wpływu. „Uniwersytecki wehikuł czasu – UW 200 lat temu”, organizowany w ramach obchodów Jubileuszu 200-lecia Uniwersytetu Warszawskiego, był takim wydarzeniem, a dla organizatorów, całego zespołu Uniwersytetu Otwartego UW, ogromnym, ale i fascynującym wyzwaniem. W dniu samego wydarzenia, podczas którego udało nam się przenieść kampus UW do drugiej dekady XIX wieku, czyli czasu powstawania warszawskiej Alma Mater, byliśmy właściwie u kresu długiej drogi organizacyjnej i nie sądziliśmy, przynajmniej ja nie sądziłam, że coś nas jeszcze zaskoczy. A jednak.
Jednym z punktów programu był pojedynek szermierczy, w którym stanąć w szranki miały niezwykle ważne osobistości: prof. Tadeusz Tomaszewski, Prorektor UW ds. zasobów ludzkich i kształcenia ustawicznego oraz Marcin Zabłocki, rekonstruktor i pasjonat szabli, syn słynnego Wojciecha Zabłockiego, polskiego olimpijczyka. Próby odbywały się w poprzedzających wydarzenie dniach, ale ostatnia z nich, w strojach z epoki, została zaplanowana na pół godziny przed pokazem, dla rozgrzewki i ostatecznego ustalenia scenariusza potyczki.
Gdy szłam wzdłuż budynku Starej Biblioteki UW w kierunku Pałacu Kazimierzowskiego, na którego tyłach odbywały się przygotowania, zadzwonił nasz konferansjer, Karol Bijoś, i powiedział:
– Ewa, musisz szybko skombinować szablę. Podczas próby złamało się ostrze i nie mamy zapasowej.
Pierwsza nasuwająca się odpowiedź brzmiała: „A skąd mam niby wziąć szablę do pojedynku?”, ale zanim zdążyłam to powiedzieć, dotarło do mnie, że na tym właśnie polega wdzięczne zadanie organizatora – niemożliwe załatwiać od ręki. Odpowiedziałam więc, że „skombinuję” szablę
i odwróciłam się na pięcie w kierunku sceny.
Zanim zdążyłam porządnie zebrać myśli, natrafiłam na znajomego, Marcina Skalskiego-Truskolaskiego, który jako osoba zainteresowana historią polskiego stroju szlacheckiego, przyszedł na nasze wydarzenie w kontuszu i… przy szabli. Złapałam go natychmiast i naprędce wyjaśniłam nieciekawą sytuację – do pojedynku zostało zaledwie 15 minut, a program mieliśmy napięty. Marcin zaoferował swoją pomoc, szczególnie gdy okazało się, że Marcin Zabłocki, jeden z uczestników pojedynku, jest jego dobrym znajomym. Jak zwykle, świat jest mały.
Koniec końców okazało się, że szabla Marcina jest raczej dekoracyjna i obydwaj panowie zdecydowali, że nie nadaje się do pojedynku. Ale że Marcin mieszka niedaleko Uniwersytetu, zaproponował, że skoczy do mieszkania i przywiezie odpowiedni sprzęt. Byliśmy uratowani – pojedynek odbył się z niewielkim opóźnieniem, ale za to wypadł wspaniale i żadna szabla nie została już złamana.
Autorką anegdoty jest Ewa Łukasik, absolwentka arabistyki na Uniwersytecie Warszawskim i pracownik Uniwersytetu Otwartego UW. Z zamiłowania zajmuje się historią, w tym rekonstrukcją historyczną, odtwarzając modę kobiecą z XX wieku. Hobby okazało się przydatne podczas organizacji „Uniwersyteckiego wehikułu czasu” – była odpowiedzialna za oprawę artystyczną wydarzenia, w tym za kostiumy.