O tym, jakie mogą być konsekwencje nieoddania podręcznika na czas do biblioteki...
Trzeba przyznać, że studiowanie orientalistyki 50 czy 60 lat temu było bardzo, bardzo trudne ze względu na brak publikacji, a zwłaszcza podręczników. Generalnie był jeden podręcznik, z którego korzystali zarówno studenci, jak i pracownicy naukowi. Studentów było wprawdzie niewielu, za moich czasów na egiptologii (pismo hieroglificzne) było nas pięcioro na wszystkich latach, na hetytologii (pismo klinowe) chyba cztery osoby. Wracam do podręcznika. A zatem około Wielkanocy pewnego roku postanowiliśmy, ja i piątka moich kolegów, wziąć ten jedyny w Warszawie, mało tego, jedyny w Polsce podręcznik i pójść do naszego kolegi, który mieszkał blisko Uniwersytetu, i tam przygotować tłumaczenie zadanych tekstów. Mieliśmy jeszcze tego samego dnia książkę postawić z powrotem na półce. Po drodze kupiliśmy tunezyjskie, czerwone, wytrawne wino marki Gellala. Teksty przetłumaczyliśmy i przygotowaliśmy się na zajęcia, ale nie chciało się nam już wracać, ażeby oddać książkę. Postanowiliśmy zwrócić ją nazajutrz, co też zrobiliśmy. Niestety właśnie tego samego dnia z książki chciała skorzystać pani doktor, która miała z nami te ćwiczenia. Nie mogła i zrobiła awanturę. Powiedziała, że kierownik Zakładu będzie z nami rozmawiał. Wyznaczonego dnia o wyznaczonej godzinie zjawiliśmy się całą piątką w gabinecie profesora Ranoszka. Profesor ustawił nas w szeregu tak, żeby nas wszystkich widzieć i zadał jedno pytanie.
– Kto wziął książkę?
Jednogłośnie odpowiedzieliśmy:
– My, Panie Profesorze i książka stoi już na swoim miejscu!
Profesor powtórzył pytanie głośniej:
– Kto wziął książkę?
– My, Panie Profesorze – znów zgodnie odpowiedzieliśmy. To samo powtórzyliśmy po raz trzeci.
Profesor nie wytrzymał i nazwał nas tchórzami, niestety. Nie wytrzymał również jeden z naszych kolegów. Wychylił się lekko z szeregu i założywszy ręce na piersi powiedział, że on nie jest tchórzem. Profesor zerwał się z krzesła i pędzi do niego z wyciągniętymi rękoma tak, jakby chciał go pobić. Reszta grupy przerażona zaczęła uciekać z gabinetu. Bernarda Profesor pochwycił jednak za sweter, nie zdążył tak jak my uciec i niestety dostał od Profesora kuksańca w plecy. Mimo że wyglądało to groźnie, nie było żadnych reperkusji, profesor Ranoszek „nie pamiętał” nam tego przestępstwa, także Benek cieszył się dobrą opinią i przyjaźnią Profesora.
Autorem anegdoty jest mgr Władysław Żakowski, absolwent studiów egiptologicznych
i afrykanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Emerytowany pracownik Uniwersytetu Warszawskiego. Na początku związany z Ośrodkiem Informacji o Afryce, następnie z Wydziałem Geografii i Studiów Regionalnych, na którym prowadził Redakcję Wydawnictw i bibliotekę Wydziału. Więcej o Władysławie Żakowskim w Jestem z UW.