Marek Michalski

Nieprzekupny hrabia

Stary BUW, Czytelnia Główna – Sala Czasopism. Widok z galerii na 2 piętrze. Źródło: M. Michalski,  '„Poczęty” w BUW. Wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie', BUW, 2012.
Stary BUW, Czytelnia Główna – Sala Czasopism. Widok z galerii na 2 piętrze. Źródło: M. Michalski, '„Poczęty” w BUW. Wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie', BUW, 2012.

Biblioteka Uniwersytecka dawała przez lata schronienie wielu „wrogom” systemu – i tym, którzy uprawiali intelektualny eskapizm i spędzali całe dnie na obcowaniu z idealną rzeczywistością klasycznych dzieł, i tym, którym ze względu na pochodzenie czy przekonania trudno było znaleźć zatrudnienie w systemowych instytucjach.

Manifestacje silnych osobowości i poglądów były kanwą rozmaitych epizodów i barwnych urozmaiceń szarego bytowania zawodowego w PRL. Marek Michalski wspomina barwną postać Hrabiego w kontekście systemu płac i nagród z okazji święta ludzi pracy:

Najprostszym sposobem opowiadania, jak funkcjonował system nagradzania pracownika najemnego w państwie realnego socjalizmu, jest podanie przykładu. Powiada się, że dobry przykład to połowa kazania. Ten przykład to „pan Hrabia”. Nie była to złośliwa „ksywa” nadana koledze, to był tytuł rodowy naszego kolegi. Jego antenaci szli z rodów książęcych i hrabiowskich. Bibliotekarz Czytelni Głównej, pan Hrabia, to postać obrosła anegdotami do tego stopnia, że młodzi pracownicy nie bardzo wierzą w jego istnienie.

Z pobytem pana Hrabiego w BUW-ie — z akcentem na słowo „pobyt” — łączy się wiele zjawisk paranormalnych — chociażby to. Pan Hrabia przekroczył granicę państwową na Odrze i Nysie 2/3 maja 1982 r., jadąc wprost z Monachium od swego wuja — pracownika rozgłośni Radia Wolna Europa. Służba graniczna przetrzymała późniejszego bibliotekarza BUW-u w Słubicach 48 godzin, ponieważ funkcjonariusz nie mógł znaleźć odpowiedzi na własne zresztą pytanie: „dlaczego wszyscy chcą wyjechać, a pan przyjeżdża?”. Funkcjonariusz postanowił dać panu Hrabiemu — z własnej woli — ostatnią szansę, żeby w spokoju aresztu przemyślał, czy rzeczywiście „chce wracać”. W pociągu do Warszawy zginął dowód osobisty Hrabiego. Urząd Dzielnicowy w podobnych okolicznościach wystawiał nowy. Tak też było i w tym  przypadku. Jednakowoż ustrój robotników i chłopów od zarania swego istnienia miał kłopoty z arystokracją, a pan Hrabia z ustrojem. Urodził się był w Londynie. PRL — jak miał w zwyczaju nazywać pan Hrabia Polską Rzeczpospolitą Ludową — wystawiła mu nowy dowód osobisty z takim oto zapisem: urodzony … — miejsce: Londyn — województwo: stołeczne. Pan Hrabia pokazywał ten zapis zawsze i każdemu, kto tylko miał na to ochotę. Dowód osobisty wydany przez PRL traktował jak relikwie. Był dumny, że podobnego nie ma nikt z Polaków i że jest ostatecznym dowodem głoszonej we wszelkich okolicznościach tezy: „ci komuniści, jacy oni są głupi”.

Pan Hrabia nie znosił komuny każdym centymetrem swego drzewa genealogicznego, układanego przez stary arystokratyczny ród. Aliści, żył w kraju „władzy robotników
i chłopów”, a ta władza, jak to władza, nie tylko represjonowała własnych obywateli, ale czasami postanawiała nagrodzić poddanych. Były to przypadki rzadkie, związane z tak zwanymi „świętami państwowymi”. Jednym z takich świąt było „święto ludzi pracy” albo inaczej święto 1 Maja.

Jednego roku zdarzyło się nam nieszczęście. „Nagrodę na 1 Maja” Dyrekcja BUW-u przyznała, spośród innych pracowników, również panu Hrabiemu. Jakże się strasznie wściekł, a w furii był nie do zatrzymania. Biegał do wszelkich instancji z kategorycznym żądaniem nie tylko odebrania mu tej nagrody, ale wręcz wymazania ze wszelkich urzędowych druków i pism informacji, że władza komunistyczna kiedykolwiek poważyła się na taki paskudny zamach na jego osobę. Pan Hrabia nie mógł — niestety — zrozumieć, że prawo „władzy robotników i chłopów” nie przewidywało takiej sytuacji, w której robotnik lub chłop mógłby nie chcieć przyjąć nagrody, przyznanej mu z okazji jego patronalnego, klasowego święta. A jednak zdarzyło się tak w Polsce Ludowej chyba jeden — jedyny raz i to w BUW-ie.

Na pewnym etapie oficjalnych negocjacji prowadzonych bezskutecznie, proszony zostałem — przez czynniki decydujące w Bibliotece, wsparte pomocą władz struktur podziemnych — o interwencję. Otrzymałem proste zadanie — „udobruchać Hrabiego, bo zostało mało czasu”.

W zakulisowych negocjacjach sugerowałem panu Hrabiemu kompromisowe rozwiązanie: „Weźmiesz te pieniądze z nagrody i zaraz je przepijemy w Staropolskiej, w gronie zdeklarowanych wrogów ustroju”. Pan Hrabia odpowiedział, że to rozwiązanie godne jest rozwagi, ale „w papierach zostanie, że ja te pieniądze od komuny jednak wziąłem i sam siebie potraktowałem jak małorolnego chłopa”. Rozważył spokojnie — przez noc — sugestię, żeby w miejsce podpisu postawił „krzyżyk na komunie”. Nie zgodził się i na to. Pani Krysia Zych powiedziała: „A niech postawi co chce, byleby odebrał tę cholerną nagrodę”.

W desperacji zapisał się nawet na rozmowę do Rektora, uważając, że tylko decyzja tej instancji spowoduje, że plama na jego arystokratycznym honorze zostanie administracyjnie wywabiona.

Po tej nauczce Dyrekcja BUW-u pilnowała, żeby pan Hrabia w następnych latach nie otrzymał przypadkiem nagrody z okazji „święta ludzi pracy”.

 

Źródło: M. Michalski, „Poczęty” w BUW. Wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, BUW: Warszawa, 2012, s. 30-31.


Autorem anegdoty jest Marek Michalski.  Z wykształcenia historyk, z pasji, zaangażowania i zawodu bibliotekarz, zatrudniony od 1980 roku w Bibliotece Uniwersyteckiej, mieszczącej się wówczas na kampusie głównym przy Krakowskiem Przedmieściu, był mądrym, życzliwym i uważnym obserwatorem ludzi przewijających się przez bibliotekę, aktywnie wspierającym ich profesjonalną radą, koleżeńską pomocą i ludzką serdecznością. Książka zawierająca obserwacje Marka Michalskiego pt. Poczęty” w BUW. Wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie powstała we współpracy z Ewą Kobierską-Maciuszko, dyrektorem BUW w latach 2003-2013 oraz Ewą Bagieńską, wieloletnią bibliotekarką BUW, specjalistką od katalogowania.

Wyboru anegdoty dokonała, wstępem oraz tytułem opatrzyła Agnieszka Kościelniak-Osiak
z Oddziału Promocji, Wystaw i Współpracy BUW.

Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+