Do obowiązków bibliotekarza dyżurnego w starym BUW-ie należało m.in. wieczorne zamykanie gmachu po uprzednim sprawdzeniu wszystkich pomieszczeń i wyłączników.
Zakamarków, kanciap, korytarzyków było w nim bez liku, więc zdarzało się niestety, że ktoś się zawieruszył. Marek Michalski wspomina:
Mam na sumieniu — przez dziewiętnaście lat pracy w Czytelni Głównej — cztery zamknięcia. Na całą noc zamknąłem kolegę z magazynu (z koleżanką zresztą) i po dwudziestej pierwszej — na trochę — zamknąłem koleżankę z Bibliologicznej oraz dwóch bardzo lubianych profesorów.
Feralnego wieczoru — kiedy zamknąłem profesora lekarza-historyka — wykidajłą był pan Hrabia (zob. cyt. s. 30). Wykonywałem zadanie „sprzątania”, czyli „zabierania z lady” i rozkładania na odpowiednie regały czasopism zamówionych i nieodebranych tego dnia lub poprzedniego.
Stawiałem na półki nieodebrane czasopisma z tego dnia, a pan Hrabia zaoferował się, że „wyrzuci” czytelników. Zamknęliśmy Czytelnię, zeszliśmy do holu, oddaliśmy szatniarkom klucze, asystowaliśmy przy zamykaniu budynku, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy obaj w stronę Bramy Głównej. Był ciepły wiosenny wieczór. Odprężeni, wyluzowani, z planami na jutro, szliśmy nieśpiesznie po pracy, rozprawiając — jak zwykle — na temat „obalania ustroju”. Doszliśmy do linii lip przy „ścianie płaczu”*, wydało się nam, że słyszymy krzyk. Zapytałem Hrabiego: „Sprawdziłeś Profesorską?” Hrabia na to: „Myślałem, że ty sprawdziłeś”. Spojrzeliśmy za siebie. Na balkonie stał pan profesor z gestem, z jakim ówczesne władze partyjno-państwowe pozdrawiały „lud pracujący” z trybuny pierwszomajowej — z podniesioną prawą ręką — i krzyczał: „Panowie, zostałem zamknięty”. Nie przeżyłem do tej pory w Czytelni Głównej takiego wstydu. Ale kłopoty dopiero się zaczęły. Podbiegłem do budynku, przepraszałem profesora, zaręczałem, że zaraz zostanie uwolniony. Hrabia zawrócił szatniarki udające się na wartownię w budynku Orientalistyki, gdzie zdawały klucze. Wróciły, otworzyły drzwi wejściowe. Wziąłem z szafki w szatni klucze do Czytelni, biegłem po schodach krzycząc: „Panie profesorze, już otwieram, bardzo przepraszamy”. Wszystko na nic. Wbiegłem na piętro. Zobaczyłem drzwi wejściowe ruszające się z futryną. Drzwi do Czytelni były dwuskrzydłowe, skrzydło lewe było zablokowane. Drzwi były ciężkie i niemiłosiernie skrzypiały przy otwieraniu. Z powodu ich wagi co jakiś czas „opadały” lub psuł się zamek. Jednym z moich zadań było podnoszenie otwieranego skrzydła poprzez gięcie dwóch czterocalowych gwoździ w obręcz — przy pomocy obcęgów i młotka — i nakładanie ich na zawiasy. Gwóźdź był skuteczniejszy od nakładek, jakie stosowali uniwersyteccy ślusarze. Nakładki szybko się wycierały i drzwi — w krótkim czasie — opadały na posadzkę. Wówczas nie można było ich po otwarciu zamknąć.
Te masywne drzwi latały razem z futryną tak, że nie mogłem włożyć klucza w zamek. Kolejnym próbom otwierania towarzyszył dialog:
— Proszę mnie uwolnić.
— Panie profesorze, już za chwilę pana uwolnimy, proszę tylko nie walić drzwiami.
Jak to bywa w podobnej sytuacji — strony się nie słyszały. Wreszcie zamek puścił i pan profesor sam się uwolnił.
Objaśnienia:
*„Ścianą płaczu” nazywano popularnie rząd tablic na murze przy drodze wewnętrznej prowadzącej od Bramy Uniwersyteckiej na Dziedziniec Główny. Wieszano tam listy osób przyjętych na studia (przyp. red.).
Źródło: M. Michalski, „Poczęty” w BUW. Wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, Warszawa: BUW, 2012, s. 62-63.
Autorem anegdoty jest Marek Michalski. Z wykształcenia historyk, z pasji, zaangażowania i zawodu bibliotekarz, zatrudniony od 1980 roku w Bibliotece Uniwersyteckiej, mieszczącej się wówczas na kampusie głównym przy Krakowskiem Przedmieściu, był mądrym, życzliwym i uważnym obserwatorem ludzi przewijających się przez bibliotekę, aktywnie wspierającym ich profesjonalną radą, koleżeńską pomocą i ludzką serdecznością. Książka zawierająca obserwacje Marka Michalskiego pt. „Poczęty” w BUW. Wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie powstała we współpracy z Ewą Kobierską-Maciuszko, dyrektorem BUW w latach 2003-2013 oraz Ewą Bagieńską, wieloletnią bibliotekarką BUW, specjalistką od katalogowania.
Wyboru anegdoty dokonała, wstępem oraz tytułem opatrzyła Agnieszka Kościelniak-Osiak z Oddziału Promocji, Wystaw i Współpracy BUW.