Niektóre pytania od egzaminujących mogą zaskoczyć. Niektóre wydają się na pozór nawet bez sensu. Ale pozory przecież mylą…
Jednym z przedmiotów „na biologii” była mikrobiologia. Podobno postrachem był w Katedrze Mikrobiologii profesor Kunicki-Goldfinger. Powiadano, że pracownicy chowali się przed nim do wielkich lodówek. Profesor Kunicki był dobrym wykładowcą, ale na egzaminie zaskakiwał studentów, zadając bardzo niezwykłe pytania, które wydawały się nie mieć nic wspólnego z przedmiotem. Studenci przygotowywali się do egzaminu z podręcznika mikrobiologii jego autorstwa, ale w gabinecie dostawali np. pytanie takie, jak moja koleżanka:
– Czym pachnie na wiosnę ziemia w Argentynie lub Boliwii?
Patrzyła na profesora, sądząc, że żartuje więc wzruszyła ramionami mówiąc, że nie wie i czekała na jakieś pytanie z mikrobiologii. Drugie pytanie jakie otrzymała brzmiało:
– Czy mogłaby pani ugotować na twardo jajko na szczycie Mont Blanc?
Zupełnie zbita z pantałyku milczała, nie bardzo wiedząc, jak to potraktować, ale już opanowała ją panika, bo egzamin w żadnym wypadku nie wyglądał tak, jak sobie wyobrażała. Trzecie pytanie brzmiało:
– Jak nazywają się dwie triozy, na które rozpada się glukoza w procesie glikolizy?
Było to pytanie par excellence biochemiczne i mikrobiologiczne, ale dziewczyna była już kompletnie zdezorientowana, zdenerwowana i nie mogła sobie przypomnieć ich nazw. No i wyleciała z dwóją.
Na giełdzie egzaminacyjnej pod pokojem profesora zapanowała panika.
Nikt nie był gotowy na takie pytania.
Następni byli pytani o jakieś sprawy związane z kiszeniem kapusty, robieniem kefiru, jogurtu lub zsiadłego mleka, wędzeniem kiełbasy. Ktoś dostał pytanie:
– Co to jest dym i dlaczego używa się go, żeby wędzić kiełbasę?
Ktoś inny był pytany o kiszone ogórki lub o robienie wina starą metodą deptania w dzieżach z winogronami albo o obowiązkowe ranne picie szklanki czystego spirytusu przez sanitariuszy w Polsce w dawnych czasach.
W końcu któryś z przechodzących asystentów wyjawił nam, że wszystkie te pytania są pytaniami z mikrobiologii, choć nie z podręcznika, bo zwykle dotyczą rozmaitych procesów fermentacji opisanych w podręczniku lub naturalnych technik bakteriobójczych i profesor chce, abyśmy tę książkową wiedzę umieli widzieć w różnych procesach przemysłowych, tradycyjnych technikach konserwowania żywności, itp. I żadnego z tych pytań nie wolno lekceważyć, ale trzeba starać się zrozumieć, jaki to ma związek z mikrobiologią.
– No to czym pachnie ziemia na wiosnę w Argentynie? – zapytał ktoś. – I jaki to ma związek z mikrobiologią?
Asystent już wychodził, obejrzał się i rzekł:
– Na wiosnę ziemia wszędzie jest wilgotna i ma specyficzny zapach, tak w Polsce, jak i w Argentynie… charakterystyczny zapach ziemi na wiosnę nadają promieniowce, które się wtedy rozwijają…
Od tej pory każdy z nas już wiedział, że na tym egzaminie trzeba myśleć poza książką, trzeba „wyjść z pudełka” i samo wyuczenie wzorów i procesów nie wystarczy.
Ale ten pierwszy dzień egzaminu z mikrobiologii był ciężki i niewiele osób zdało.
Autorką anegdoty jest Lidia Jankowska. W latach 60. studiowała biologię na Uniwersytecie Warszawskim. Edukację uniwersytecką zakończyła uzyskaniem stopnia doktora. Na stałe mieszka w USA, odwiedza Warszawę, kiedy tylko jest to możliwe.